Prawdziwe osiołki świecą po ciemku


(niepublikowany fragment)

    Wczesnym popołudniem wszyscy odpoczywali po kąpieli i żaglach. Panie rozmawiały o kremach do opalania, a panowie mogli porównywać kolor opalenizny.
    Maciej przypomniał sobie partnerkę z pierwszego roku studiów swojego właściwego wcielenia.  Dziewczyna uparła się, żeby wypróbować "marsjańskiego Buddę". To pierwsze od niepamiętnych czasów uzupełnienie "Kamasutry" wymyślili tak naprawdę koloniści na Księżycu, ale przebojem stało się  dopiero na Marsie.
    Wymyślna ta pozycja dawała się bez trudu wykonać przy zmniejszonej sile ciążenia i wtedy była dostępna dla większości sprawnych fizycznie kochanków. Na Ziemi sprawa wyglądała inaczej - tylko najszczuplejsi po dłuższych ćwiczeniach dawali sobie radę. W każdym razie Maciej i jego dziewczyna po tygodniowych próbach osiągnęli sukces i przez jakiś czas byli z tego bardzo dumni.
    "Ewa jest wyjątkowo szczupła i silna" pomyślał "Dałaby sobie radę i z <<Buddą>>, szkoda, że... Co ona próbowała robić ze mną tydzień temu?!".
    "I wygląda troszkę inaczej niż reszta dziewczyn. Ten kolor skóry jest raczej z moich czasów." Akurat w tym momencie ktoś z troską spytał, czy Ewie nic się nie stało, kiedy wpadła do wody. Maciejowi przypomniał się dziwny guz. "Wszczep! Ona ma wszczep! Przecież to właśnie tak wygląda - w razie niebezpieczeństwa usiłuje wysłać sygnał alarmowy i uaktywnia antenę!". Wtedy zaklął po cichu, ale wyraźnie, używając popularnego zwrotu z XXVI wieku: "O najnieszczęśliwszy!"